środa, 28 maja 2014

Dzika róża z papieru.

Tak już się ładnie zrobiło, słoneczko, kwiaty, ciepły wiaterek. Niestety nie na długo. Teraz  jest deszcz, mżawka i na deser burza- słowem kraina deszczowców. Już tak pięknie rozkwitła moja dzika róża , no i ten zapach... Tymczasem muszę się zadowolić papierową różą. To jest notabene mój ulubiony motyw z papieru. Ślicznie wychodzi na kążdej powierzchni . Robiłam już go na jajkach, szkatułkach, butelkach, bombkach i nie wiem czym tam jeszcze. Tak samo doskonale wychodzi w różnych tonacjach kolorystycznych: seledynach, szarościach, różach, bieli, itp.
Tutaj dodatkowo pokarze jaki jest efekt po zastosowaniu płynnego szkła. Można odgadnąć, która wersja jest ze szkłem, która bez.


zgaduj zgadula  :))



wtorek, 6 maja 2014

A mogłam leżeć na kanapie...



Długi majowy weekend, piątek drugi maja bardzo wczesne rano, właściwie dopiero po północy ja jeszcze nie śpię. Powinnam spać, bo rano ważne wyzwanie. Zapisałam się na bieg sztafetowy  „Wiary, nadziei, miłości” do Częstochowy, aby przynieść z Jasnej Góry światełko od naszej Najświętszej Panienki. Niestety ze zdenerwowania nie mogę zasnąć.  Przed 5.00 zrywam się na równe nogi, bo boję się że zaśpię.  Nasz Pan Kierownik – Piotrek kazał być o 6.30. Nie można się spóźnić. Zajeżdżam pod kościół Jeziutów, termometr w aucie pokazuje mi +3 stopnie i na dodatek zaczyna padać. Nie ma co świetna pogoda, a mogłam leżeć na kanapie.
Powoli zaczynają się schodzić uczestnicy. Ma być nas w sumie dziesięć osób plus tzw. obsługa techniczna. Msza święta. Panie Jezu daj siłę aby dobiec, nie pozwól abym zawiodła drużynę. Po przyjęciu komunii  strach się gdzieś ulatnia. Tak mówił Robert, że też tak miał. Zaczynamy się pakować do aut. Na początek krótka rozgrzewka. Policja, która ma nas eskortować już czeka. Przyjechały trzy motocykle policyjne. Fotka przed biegiem i strat.
Zaczynamy wszyscy razem pierwszy odcinek do katedry Łódzkiej, dalej już sztafeta. Za pałeczkę służy nam krzyż z Panem Jezusem. Wszyscy mamy jaskrawe żółte koszulki, więc  jesteśmy dobrze widoczni. Zaczyna się sztafeta obok każdego biegacza jedzie na rowerze nasz anioł stróż – Arek. Przestaje kropić deszcz. W końcu i ja zaczynam swój pierwszy odcinek. Krzyżyk ściskam z całych sił i biegnę. Właściwie to unoszę się nad ziemią. Kurcze mam skrzydła.
Zmiana za zmianą  kilometry lecą. Piotr wszystkiego pilnuje. Nasi wspaniali kierowcy pilnują Piotra. Arek pilnuje biegaczy, biegacze pilnują Arka. Rafał, nasze wsparcie ratownicze, nie ma powodu do niepokoju.  Nad wszystkim czuwa Panienka. Niebo się rozpogodziło i cały czas towarzyszy nam słoneczko.    Jest dużo śmiechu i radości.  Pomiędzy zmianami  jest czas na modlitwę za sztafetę.  W końcu podczas mojej zmiany przekraczamy tabliczkę z napisem: „Częstochowa”. Co za radość, aż podskakuję do góry. Jeszcze trochę i będziemy na Jasnej Górze. Ostatni odcinek pokonujemy wszyscy razem. Biegniemy pod pomnik Matki Bożej i składamy dziękczynną modlitwę. Chawła Panu i Mateczce, że nas doprowadzili szczęśliwie.
Jemy hamburgery. Kurcze to najlepszy hamburger jaki jadłam w życiu.
Wieczorem idziemy na apel jasnogórski.  Czuję wielkie wzruszenie i ogromną radość. O Pani Nasza to wszystko dla Ciebie.
Na porannej mszy siedzimy w specjalnych miejscach tuż pod samym Obrazem. Wszyscy jesteśmy w żółtych koszulkach. Pani Niebieska daj nam siły na powrotną drogę.  Komunia święta. Czuję wielką siłę, która rośnie w moim sercu.  Piotr odpala nasz znicz, abyśmy mogli częstochowskie światełko zabrać do Łodzi.
Droga powrotna. Zaczynamy tak samo. Jest tylko jedna różnica, pada i jest zimno. My poubierani w ciepłe rzeczy i worki na śmieci aby nas nie przemoczyło. Niestety tempo słabsze niż dnia poprzedniego. W sercu jednak gorąco, dusza się raduje. Arek – nasz anioł – cały czas na rowerze. Modlimy się za niego, aby nie osłabł.  Rozmowy z nim bardzo pomagają. Arek naucza i wyjaśnia, ewangelizuje.
W końcu zaczynają się znajome krajobrazy. Znaczy się dobiegamy do Łodzi. W Łodzi wszyscy odżywamy. Pod katedrą składamy pokłon Świętemu Janowi Pawłowi II i dalej już wszyscy biegniemy na Sienkiewicza, do Jezuitów. Każdy z nas emanuje radością, która wylewa się z nas strumieniami. Dobiegamy. Jest akurat końcówka mszy. Wychodzi do nas ksiądz. Przekazujemy światełko. Przyjmujemy błogosławieństwo.
Pora się rozstać. Z jednej strony przeogromna radość z drugiej żal się rozstać. Zżyliśmy się. Jeden ważny cel i połączyły się serca. Jest pełno wzruszenia, wzajemnych podziękowań, rozstać się nie możemy.  Jeszcze się będziemy widywać w końcu jesteśmy „ Mocni w Duchu”.
 To co się w moim wnętrzu dzieje to istna rewolucja radości, mocy , miłości. Kocham cały świat. Dziękuję za tą misję. Chwała Panu. A mogłam leżeć na kanapie…